11
Products
reviewed
1546
Products
in account

Recent reviews by Fūri

< 1  2 >
Showing 1-10 of 11 entries
3 people found this review helpful
9.5 hrs on record
I remember all the good time I've spend in this game (even when it was already starting to collapse under Aeria rules), all the fun with friends and community around this game. I also remember myself being ultra hyped for re-relase of this title when I first heard it, and having high hopes after playing open beta two years ago.

I really wished all those good memories I had would come back again...

Charm was broken on first day. Problems with constant screen lags, even on lowest settings, removing custom lobbies, content and mode lacking...
I know most of those things are repaired - but first impression did it's job.
This is not the game I and many players alike wanted. And I feel bad for having stupid hopes for my dream to come true.

That is also lesson to all of you gamers - don't get too excited and emotional about games. Cause you might end with face of dissapointment and with d in your b.
Posted 25 September.
Was this review helpful? Yes No Funny Award
1 person found this review helpful
59.7 hrs on record
And to think this game used to be laughed at in comparison to PAYDAY 3... Well, just as Todd said:

Who's laughin now?

In all honesty, in this state and for current price plus promise of continued support shown in dev's roadmap, the game is really worth to purchase. More that Cryday, that's fo sho.
Posted 22 June. Last edited 3 November.
Was this review helpful? Yes No Funny Award
1 person found this review helpful
823.1 hrs on record (804.4 hrs at review time)
Devs backstabbed community for the last time. Without any info they decided to sell themselfs to EG and Tencent, lying about how good that is.
What's next Overkill? Maybe follow Metro's example and in last moment pull out exclusiveness to EGS? Because after update 237 I don't believe word you say.

Play RAID:WWII instead guys. Sure as hell I will
Posted 13 June, 2023.
Was this review helpful? Yes No Funny Award
7 people found this review helpful
2 people found this review funny
1.6 hrs on record
I swear I played it only for achievements and trading cards. No other ulterior motive here, and surely nothing misogynistic.








God, sometimes I really hate myself.
Posted 11 September, 2022.
Was this review helpful? Yes No Funny Award
No one has rated this review as helpful yet
133.5 hrs on record (49.6 hrs at review time)
10/10 can oneshot all bosses
Posted 28 November, 2021.
Was this review helpful? Yes No Funny Award
13 people found this review helpful
2 people found this review funny
3.0 hrs on record
Chciałbym wam opowiedzieć o tej produkcji w jak najbardziej uczciwy i rzetelny sposób...
...
...
O realizmie, którzy twórcy nam serwują w potyczkach między terro i antyterrorystami, zaawansowanej fizyce postaci i broni, która obrazuje nam, jak w rzeczywistości mocny jest odrzut poszczególnych broni.
O efektach dźwiękowych, które stanowią jakże istotny element gry - jak w końcu grać w tak poważną grę z miałkim dźwiękiem.
O nowych pomysłach, które twórcy przemycają w każdym kolejnym update'cie by urozmaicić doznania z obcowania z tymże dziełem
O zapożyczonych elementach z Rainbow Six: Siege, które albo są udolnie powielane tutaj lub też chamsko zżynane z wcześniej wspomnianego tytułu.
...
...
...
Tyle do opowiedzenia, tyle do przedstawienia...
...
Lecz nie jest mi dane to zrobić.
Jestem dość cierpliwy, ale nie chce mi się czekać kilku godzin, aż łaskawie znajdzie się parę idiotów jak ja, by w końcu w tą produkcje zagrać.
Zatem dziś bez ocen. Po prostu - póki co, nie polecam. Będą gracze - będzie inna ocena.
Może
Albo i nie, bo najwidoczniej tytuł został przez developerów całkowicie porzucony.

No trudno. Zwrotu już za nią nie dostanę. A Wy się od tego chłamu oddalcie. Naprawdę.
Posted 10 November, 2015. Last edited 24 November, 2016.
Was this review helpful? Yes No Funny Award
5 people found this review helpful
0.3 hrs on record
To już kolejne moje spotkanie z gatunkiem visual novel – japońskich opowieści tekstowych, które czyta się niekiedy z zapartym tchem lub chociaż z zaciekawieniem, a w których elementy graficzne i dźwiękowe służą za delikatne dopełnienie całości dzieła. To fajny gatunek gier, pod warunkiem, że pierwszy element nie jest w nim spartaczony (lub ten drugi – znawcy japońskich VN pewnie zrozumieją, o co mi chodzi :) ). Tu pojawia się problem w recenzowanej przeze mnie grze – w Without Within bowiem prawie każdy element jest w moim odczuciu... bardzo kiepsko wykonany. Nawet jak na amatorski projekt.

Vinty jest zwyczajną, młodą, pełną ambicji dziewuchą, pragnącą zostać światowej sławy kaligrafią. A że życie nie jest różami usłane, jej sytuacja cudowna nie jest, jej dzieła w ogóle się nie sprzedają, i tak jakoś ogólnie jest do d**y. Co przyniesie Vinty los? Czy zostanie wymarzoną celebrytką? Czy jej dzieła zaczną się sprzedawać? Czy ta historia mnie kiedykolwiek mnie zainteresuje? Cóż, walnę trzyliterowego spojlera – nie. Przynajmniej nie w tej części.
Historia jest nudna jak <tu wstaw najnudniejszą wykonywaną przez ciebie, Czytelniku, czynność> - opowieść Vinty, jakie to ma marzenia, jak jej ciężko, czy w końcu nauki moralne w stylu „jeśli coś kochasz, rób to dla przyjemności, nie dla hajsu” (very true) powodowały że jej opowieść :
1) Mnie nużyła,
2) Denerwowała
3) Jakby to powiedział Mieciu Mietczyński – c**j mnie w ogólnym rozrachunku obchodziła.
I nie chodzi o to że historia jest zła... no dobra, najlepsza ona też nie jest. Ale miała swoje momenty (zwłaszcza prawie pod koniec gry) które totalnie skopała nudnym monologiem bohaterki. Jest też chooooolernie krótka – pół godziny wystarczyło mi na przejście gry z dokładnym przeczytaniem tekstu. I tutaj już pojawiła mi się pierwsza myśl – czy twórca nie mógł bardziej dopracować historii, skoro dzieło jest tak krótkie? Najbardziej irytujące jest jednak zakończenie – okazuje się bowiem, że grę mogłem w sumie skończyć o wiele szybciej (związane jest to z jedną ze złych opcji – którą to już nie powiem). Remix dubstepowy, Illuminati, skrótowce typu „lol” czy „yolo”. AHAAAHHAHAHA. Tak śmieszne, że zastanowiłem się nad próbą skoku z 20 piętra.

Zarys fabularny opowiedziany, czas na rozgrywkę. Jeśli czytałeś moją poprzednią recenzje dotyczącą Voices from the Sea, wiesz że w VN rozgrywka polega głównie na wybieraniu opcji dialogowych/czynności którą ma nasz protagonista zapytać/wykonać. I o ile tam mnie to denerwowało (każda opcja i tak zmierzała do zbierania tych pieprzonych muszli), tak tutaj się nielicho wk*****em. Zapytacie – ale czemu ta gra mogła cię zdenerwować? Ano właśnie z powodu systemu wyborów. W VftS wybranie złej opcji dialogowej kończyło się jedynie odczytaniem jakiegoś durnego dialogu, po czym wracało do menu wyboru. A jak ma to miejsce w WW? Cóż, masz dwie opcje – dobrą, lub złą. Trafienie dobrej skutkuje popchnięciem tej zacnej fabuły do przodu, zła zaś... kończy grę. Natychmiastowo.
Srsly, wtf? Dobrze że zaimplementowano system quick save'ów i quick load'ów, bo inaczej nabawiłbym się ciężkiego schorzenia psychicznego. Powody zakończenia gier są trywialne – nie otworzysz drzwi właścicielce, wywali cię z mieszkania, nie pomożesz dzieciakowi, będą cię dręczyć sumienia, itp.

Graficznie jestem podzielony – z jednej strony podobały mi się niektóre tła i kreska twarzy Vinty (zwłaszcza fragment otoczenia z gry, w która gra nasza protagonistka) , z drugiej cała reszta... no, może nie jest zła, ale nie powalają jakoś specjalnie i wieją przeciętnością. Jest to mimo wszystko jeden z lepiej wykonanych elementów, przy których ktoś się bardziej się postarał. Nie mogę tego samego powiedzieć o muzyce, bo jakoś wybitnie nie pasują do całości dzieła – o wiele chętniej posłuchałbym niektórych utworów w grze o tematyce Dzikiego Zachodu (no co, ja mam takie skojarzenie). Plimkanie podczas wybierania opcji i quick save i quick load'ingu w pierwszym momencie prawie doprowadziły mnie do zawału serca (grałem o 4 nad ranem). Masakra! Z dźwiękami otoczenia już lepiej, ale raczej wykorzystano gotowe sample – a za to nie mogę pochwalić.

Ogólnie – ledwo tytuł doczłapał się do przeciętności. Fabuła jest słaba i kiepsko napisana, muzyka niepasująca do treści, graficznie może ciut lepiej, nie zmienia to jednak faktu – jak na darmowe dzieło, Without Within nie jest zbytnio warte zainteresowania. Nie ma w nim momentu wartego refleksji, sytuacji zapierającej dech w piersiach czy temu podobnych. Ot, historia na kwadrans do poczytania i natychmiastowego zapomnienia. I tym razem nie dam szansy twórcom – VftS po części mnie poruszyło i uraczyło ładną grafiką. Tutaj w pewnym momencie gra stworzyła jedno uczucie, które towarzyszyło mi do końca obcowania z nią.
Wk******ie.

OCENY :
GAMEPLAY : 2/10
GRAFIKA : 6/10
MUZYKA : 4/10
OGÓLNIE : 3/10
Posted 26 September, 2015.
Was this review helpful? Yes No Funny Award
6 people found this review helpful
3 people found this review funny
0.9 hrs on record
Nie jestem bardzo zaznajomiony z grami typu visual novel. Jakieś podstawy wiedzy posiadam, jednak nie udało mi się zagrać w jakąś gigantyczną sumę tytułów tego gatunku - są to zaledwie Katawa Shoujo i ww tytuł (choć z pewnością dojdą kolejne). Myślę jednak, iż pozwoli mi to trzeźwo ją ocenić, subiektywnie wytykając wady i pokazując zalety.

Cantus to typowy dzieciak z syndromem wczesnego dojrzewania - wszystko naokoło go w*****a - mama, szkoła, przyjaciele, itp, itd. Jedynym azylem dla niego jest pobliska plażą, na której może spokojnie egzystować. Do czasu, gdy naszego głównego bohatera nawiedza pewna tajemnicza osoba...
I nie, nie jest nią grasujący na małe dzieci pedofil! Jeśli o tym pomyślałeś... zgłoś się do japońskiego producenta VN, u nich takie pomysły na grę są chyba normalne...

Dobra, rozbiegam się a trzeba zrecenzować grę.
Jak zauważyłeś po początku (a resztę domyślając się) historia oparta jest na zasadzie "od zera do bohatera", z tym że tutaj ona prowadzi do tego że Cantus staje się normalną osobą, którą można w końcu zaakceptować (o nim będę się rozwodził w 6 akapicie recenzji). Jednak jest pewien problem - mimo iż jest to darmowy projekt, fabuła jest MIERNA i LINIOWA! Podkreślam to dlatego, iż to są dwa główne elementy, dla których ceniony jest ten gatunek gier (oraz jeszcze inny, ale tutaj on nie występuje i dopóki nie masz 18, to nie musisz o nim wiedzieć).
MIERNA ponieważ nie ma tutaj magii produkcji, która spowodowałaby, iż chciałbym siedzieć przed monitorem, przeglądając kolejne kwestie, głowiąc się co może się wydarzyć. Wszystko jest przewidywalne, monotonne i nużące. A szkoda, bo można naprawdę na tym motywie było zrobić ciekawy tytuł, w którym można było coś przekazać.
LINIOWA, ponieważ nie mamy żadnej możliwości wpływu na fabułę. I to jest największy grzech tego tytułu – w większość VN podejmowane decyzje powodują wkroczenie na inną ścieżkę fabularną – zmienia się postrzeganie nas przez inne osoby, wydarzenia nabierają nowego biegu, itp. Tutaj każda podjęta decyzja nie ma znaczenia - „błędna” opcja dialogowa nie powoduje końca gry ani niczego podobnego. Wracamy po prostu do ekranu wyboru, w którym mamy już tylko jedną z dwóch opcji do wyboru, polegającą na zbieraniu muszel. Tutaj też ponownie wtrąca się monotonia, bo schemat po dwóch dialogach staje oczywisty – chcesz ruszyć fabułą do przodu, zbierz muszlę z plaży. I tak do końca rozgrywki.
O dziwo udało mi się wysiedzieć do końca, jednak nie tyle z przyjemności – gra po prostu była na tyle krótka, że nie zdążyłem nawet jej porzucić. I to jest właśnie kolejny błąd – czas gry, który oscyluje tutaj w maksymalnie 60 minutach, jeżeli czytamy dokładnie każdy dialog i wybieramy każdą dostępną w grze opcję dialogową. Krótko, za krótko nawet jak na darmowy projekt.

Przyczepić nie mogę się za to do warstwy graficznej i udźwiękowienia – tutaj jest ono co najmniej przyzwoite. Grafika stylizowana na mangę jest naprawdę ładna (zwłaszcza intro produkcji i niektóre sceny), nie rzucała mi się w oczy jakaś ostra kreska a całość jest ukazana raczej w ciepłych kolorach, co spowodowało że od pewnego momentu nie interesowałem się już tak mocno na fabule, a większość mej uwagi skupiłem właśnie na tym elemencie. Bądź co bądź, ale fajnie jak produkcje posiadają bogatszą paletę kolorów, niż ten nieszczęsny beż z szarością i czernią, która jest jednym z kroków ukazania „realizmu” w grach.
Muzyka i udźwiękowienie też da się słuchać – co prawda nie ma dużej ilości utworów, jednak są one przyjemne dla ucha, pozwalają się zrelaksować, odprężyć a szum morza co chwile skłaniał mnie do zakupu biletu do miejscowości nad morzem (dowolnej, byle ono tylko było). No, może był jeden moment perkusyjny, ale on ładnie wpasował się w sytuację i nie był jakoś specjalnie przesadzony.

Ogólnie zatem, mimo tych błędów gra dosyć mi się podobała. Nie jest to wybitny tytuł, ale daje szansę autorowi, a moja ogólna ocena tłumaczy wystawienie grze kciuka w górę. Miejmy nadzieję, że podobne do mojej odpowiednio go zmotywują, by w swych następnych dziełach wyciągać jak najlepiej pozytywów, eliminując wady. A teraz...

Starałem się w miarę spokojnie opisać wszystkie elementy, bez żadnych zbędnych wulgaryzmów. Jednak w tym momencie nie mogę się powstrzymać, bowiem na scenę wkracza nasz protagonista, Cantus. Jeżeli zatem chcesz uniknąć zdemoralizowania poprzez moją wypowiedź, przewiń tekst na koniec, gdzie zobaczysz końcowe oceny. Chyba że chcesz znać moją opinie na jego temat. A przychylna nie jest...

No więc Cantus, ten p********y Cantus.
Większej p***y i wk*********go typa w grach nie widziałem. A grałem w „Dinner Date” i miałem z takimi osobami w rzeczywistości do czynienia (nawet lepiej – sam poniekąd taką jestem). Tylko że one miały argumentacje dla swojego zachowania (mierną ale jednak). On takiej nie ma i oczywiście że jej k***a nie będzie mieć, bo przez swoje zachowanie nie pozwala jej wykreować.
Cantus to taki typowy dorastający dzieciak – wszędzie ma problemy, ale zhańbiłby się, jakby chciał o nich normalnie porozmawiać. W d****e ma wszystko i wszystkich bez powodu – ot tak pewnego dnia postanawia strzelić focha, gardząc uczuciami wszystkich, którzy są wokół niego. Mogę trochę zrozumieć zachowanie do kolegów, ale do własnej mamy?!? NO K***A, jakim egoistą trzeba być żeby tak postępować! Zwłaszcza że nie ma ku temu żadnych podstaw. ŻODNYCH!
Ta postawa życiowa, mowa, zachowanie – nic w nim nie powoduje, żeby okazać mu współczucie, raczej masz myśl typu : „Dobrze ci tak ch***u, idź się dalej alienować, to ci na pewno pomoże k***a...”. Nie wiem, co autor próbował przekazać tym bohaterem. Że jak jesteś p***ą, która ma w d***e wszystko (i vice versa), to jedynym ratunkiem dla ciebie jest plaża? I że pewnego dnia przybędzie do ciebie rycerz na białym koniu, który cię uratuje? Gra, pomimo swojego oderwania od niego jednak ukazuje realny świat, w którym takie rzeczy nie następują, WIĘC ZMĘŻNIJ K***A CANTUS I DOROŚNIJ ALBO CI PR********LE!!! A miałem nie raz taką ochotę...




OCENY :
GAMEPLAY : 3/10
GRAFIKA : 8/10
DŹWIĘK : 6/10
OGÓLNIE : 5,5/10
Posted 8 June, 2015.
Was this review helpful? Yes No Funny Award
12 people found this review helpful
6 people found this review funny
1.7 hrs on record (0.5 hrs at review time)
Czy mieliście kiedyś taką sytuacje, gdzie macie stół pełen różnych wysublimowanych potraw z najdalszych zakątków, które są mistrzowsko przygotowane i przyprawione, a zamiast ich jecie g**no które nasrał jakiś pies obok was? No, ja taką sytuacje miałem, gdy zamiast zagrywać się zakupionym Bioshock'em, F.E.A.R.'em czy innymi lepszymi grami... postanowiłem odpalić Chernobyl Commando. No, cudownie po prostu.

W grze wcielasz się w Yuriego, żołnierza... nie wiem, ukraińskiego albo rosyjskiego, ale to mniejsza z tym. Z ważną misją zostajesz wysłany do Czarnobyla (tak, tam gdzie miała miejsce katastrofa reaktora atomowego. Swoją drogą, od groma tych gier rozgrywających się tam, lub mającym w tym rejonie etap, nie?) Twoim zadaniem jest powstrzymanie terrorystów pragnących przywłaszczyć sobie materiał nuklearny do niecnych celów. By tego dokonać, będziesz zmuszony walczyć w różnych zakątkach czarnobylskiego krajobrazu, pokonując kolejne wagony tychże złych bandziorów. Fabuła jest kompletnie to niczego, scenarzysta walił mocno wódę jak to pisał, bo niektóre zdania są wypowiadane bez sensu. Przykładem jest choćby sytuacja, gdzie dowódca wojsk (ni c**j ni wim jak się nazywa, ale to nie ważne), najpierw melduje, że muszą się wycofać, bo terroryści ich przyparli i muszą zburzyć most, potem stwierdza "albo burzymy most, albo zostajemy", by na końcu powiedzieć "Ok, utrzymamy pozycję". ... Że co k***a? Warto dodać, że rozmawiając przez krótkofalówkę, nie słyszymy NIC co mówi owemu dowódcy centrala. Co, tajne rosyjskie wiadomości? A może ultradźwiękami było to nadawane i tylko rosjanie mogą to usłyszeć? Hmmm... Fabułę zatem mogę podsumować jednym zdaniem : nie ma sensu!

Dobra, czym ta gra się broni? Rozgrywką? Grafiką? Udźwiękowieniem?
Pfff, raczysz waszmość panie przestać p*******ć takie głupoty, niczym się nie broni.

Rozgrywka to monotonne nawalanie do tych samych modeli przeciwników, których poziom inteligencji jest równy IQ mojej dziury w lewej skarpetce (tak, tak, zaceruje potem). Zanim cię namierzą (albo położą i namierzą), można by zaparzyć herbatę. Ale wytrzymali są niektórzy - wpakujesz pół magazynka a dalej stoi niekiedy. Pro pos broni - nie używajcie semi snajpy, taki sam z niej pożytek jak snajperka w Fugitive Hunter : War on Terror. Czyli żaden. Reszta jako tako coś strzela, ale modele ich to niespecjalnie udane odwzorowanie. W dodatku podczas przycelowywania bronie nie mają odrzutu. Nasz heros jest napakowany pięciowarstowym kevlarem, ponieważ bez przeszkód przyjmie ogromną ilość obrażeń, zanim schowa się za osłonę i zregeneruje zdrowie. Ponadto jest dziwnie wygimnastykowany - sprintem pobiegniesz 5 sekund, ale skakać to portafi jak sarenka.
Udźwiękowienie ssie - na każdej linii. Odgłosy wystrzałów, kroki, okrzyki NPC'ów są tragiczne. Muzyka pogrywająca szału tak samo nie robi - niby jakieś wojskowe tune'y, ale mnie się osobiście nie podobały, wolałem włączyć coś od siebie niż słuchać utworów w grze.

Nie wierzę, że gra z 2013 roku jest takim crapem. Żałuję każdej spędzonej minuty w grze, zastanawiam się "Po co/Dlaczego ja tak postąpiłem?!?" No ale teraz mam nauczkę. Pójdę pograć więcej w Counter Strike, Alliance of Valiant Arms, Bioshocka czy inne lepsze shootery. Na razie spokój z crapami.

OCENY :
GAMEPLAY : 1/10
GRAFIKA : 2/10
DŹWIĘK : 2/10
OGÓLNIE : 2/10
Posted 23 February, 2015.
Was this review helpful? Yes No Funny Award
19 people found this review helpful
14 people found this review funny
1.4 hrs on record (0.2 hrs at review time)
Chciałbym zrozumieć sens tej gry, esencje jej rozgrywki, zawiłości fabularne, ale K***A NIE DA SIĘ. Nie zrozumiałem nic z początkowych cutscenek (jakiś ogród, jakiś klasztor, WTF?). A potem od razu w grę, bez pieprzenia się z jakimś menu z opcjami czy wczytaniem gry - to nie jest gra dla popierdółek, grasz albo vaffanculo.

Na czym polega rozgrywka? Otóż byś nie wyrzucił komputer lub lapka przez okno jak spróbujesz w to zagrać, mówię : poruszasz się za pomocą WSAD i naparzasz laserami ze statku (na który nie wygląda) klawiszem Z. A twoim celem jest szczelanie w asteroidy które posiadają ważne Biblie i dwa jakieś inne przedmioty, których nazw nie pamiętam i g***o mnie one obchodziły (jedno doładowywało paliwo a drugie modyfikowało laser chyba... ciul, nieważne idziemy dalej). A, warto dodać, że na początku gry, po prostu nie mogłem się poruszyć (powód znajdziesz w akapicie poświęcony grafice). Dlaczego? Otóż na mapie oprócz asteroid znajduje się wyżej wspomniany (w bełkotach) ogród, który:
1) Kręci się jak bąk w d***ie (podczas tego kręcenia bez pardonu wpieprzył się w mój statek, co skończyło się moim zgonem),
2) Jest twoim głównym przeciwnikiem w grze.
Tak, głównym przeciwnikiem. Musisz osiągnąć większy poziom wiary niż ten p********y w d**e j****y ogród poprzez zbieranie tych cholernych Biblii. Rozgrywka dzięki temu doświadcza takich emocji, jak comiesięczne zawody obierania cebuli. Czyli jak nie jesteś fascynatem crapów, to lepiej wydaj te pieniądze na co innego. COKOLWIEK INNEGO! Zrobisz lepszy pożytek z nich.

Graficznie... k***a, jak zobaczyłem te... kobiety (szanowne przedstawicielki płci pięknej - pls don't kill me) w intro to już czułem, że "będzię ciężko". No kolejna cutscenka mnie nie zawiodła - nie wiem w czym to było robione, ale takich maszkar w obrazach to ja dawno nie widziałem. Nie wiem, czy autorki celowały w stylistyke dawnych gier 8-bitowych, ale taką żałość dawno nie widziałem. Rozgrywka tylko to potwierdza - nawet się nie poruszyłem, a zaniemówiłem przez g***o, które weszło na mój ekran...

Udżwiękowienie... hmmm, jakby to wyjaśnić... wiem - włącz Fruity Loops'a, następnie w efektach weź Sytrusa i weź najbardziej piskliwy zestaw nut. Potem na********j głową w klawiaturę i masz soundtrack do Uriel's Chasm w 2 minuty. Nie wiem jakim cudem wytrzymałem 20 min w tej grze. Lubię muzykę elektroniczną, no ale szanujmy się, takie ścierwo to nawet muzyką bym nie nazwał.

Podsumowując, oto co nie zostało sp********e w tej grze :









No, to chyba wszystko.
A, pozytywny aspekt to taki, że gra ma karty kolekcjonerskie. Także możesz sobie odpalić grę (jeśli NAPRAWDĘ MUSISZ I TYLKO WTEDY!) i robić za ten czas cokolwiek innego - możesz w końcu posprzątać swój pokój, pouczyć się, namalować ch... obrazek na plastyke, itp. To będzie dobrze sporzytkowany czas.

OCENY :
GAMEPLAY : 1/10
GRAFIKA : 2/10
DŹWIĘK : 1/10
OGÓLNIE : 1/10
Posted 30 December, 2014.
Was this review helpful? Yes No Funny Award
< 1  2 >
Showing 1-10 of 11 entries