13
Products
reviewed
514
Products
in account

Recent reviews by Grofesor Nioruu

< 1  2 >
Showing 1-10 of 13 entries
8 people found this review helpful
9.5 hrs on record
It's pretty good!
If you like games like Jump King or Getting Over It, but with rocket jumps, you should try it. It is true, that is sometimes janky, especially with how sometimes rocket jump works, but this can be managed with enough patience. Some jumping and rocket jumping sections can be challenging . Expect wall jumps and small platforms and some wacky sections throughout the whole level. Sometimes, if you really mess up, you can get back to the start of the game, but mostly you can manage to lose at most some of the progress, and if you play on Easy or Normal, you can use hourglasses to eventually rewert bad decisions, so this game is more merciful that the other two mentioned earlier. Finally, this game has three difficulties, so it can be enjoyed even if you are not skilled enough with these kind of games (the easier the difficulty, the more hourglasses you can find in the game). Hard is on the other hand quite challengeing, so those looking for something harder can also find this here.
Overall, I had a blast with this game. It is hard but rewarding. So go challenge yourself and support this game.
Posted 18 October, 2023.
Was this review helpful? Yes No Funny Award
53 people found this review helpful
2 people found this review funny
2
72.5 hrs on record (34.5 hrs at review time)
To co powiem, to jedno: gra jest ŚWIETNA, ale "always-online" zabija jakąkolwiek przyjemność, którą się zebrało z tej gry, gdy po raz kolejny serwery płoną i nie da się grać. NAWET SAMEMU. Jak chcesz kupić, lepiej poczekaj aż ogarną ten bajzel (o ile jeszcze ta gra będzie dychać).
Notka na przyszłość (w tym i do mnie) - jeżeli jakaś gra, in the future, będzie zapowiadana z usługą "always-online", to lepiej jest jej nie kupować i nie wspierać tej praktyki. Payday 3 udowodnił mi, że to jest poważny problem gamingowy, nigdy więcej nie kupię gry z taką "funkcjonalnością".
Posted 25 September, 2023.
Was this review helpful? Yes No Funny Award
1 person found this review helpful
4.7 hrs on record (4.6 hrs at review time)
I am sorry, but I cannot reccomend this otherwise excellent game for one simple reason.
Interest.
Yes, in Tower Defense game, where normally you would put towers as soon as possible to strenghten your forces, game FORCES you to save as much as possible to get gold medals. And because I am so focused to 100% games, this little feature does everything right to get me so freaking mad, when another try goes off by a few points to the gold medal.
If you are not interested in 100% the games, this probably won't be perceived as a problem. Then go ahead, play it. It is fun. But for those who likes maxing their games, stay clear off.
Posted 26 October, 2022.
Was this review helpful? Yes No Funny Award
2 people found this review helpful
61.1 hrs on record (28.7 hrs at review time)
Early Access Review
HORS IS LOVE
HORS IS LIFE
Posted 22 June, 2022.
Was this review helpful? Yes No Funny Award
1 person found this review helpful
7.5 hrs on record
Jak na gierkę na dosłownie 3-4h, to się nie zawiodłem. Jest system progresji, jest kilka interesujących osiągnięć, jest co najważniejsze fun. Nie myślałem, że się wciągnę, ale oto tu jestem. O ile gierkę dostałem z któregoś numeru CD-Action (chyba), to jednak nie polecałbym kupować za tę cenę, którą obecnie widzę (17,99 PLN). Jak będzie za jakieś 5zł i będzie potrzeba kupić sobie szybką giereczkę na jeden, nudny wieczór, to polecam.
Posted 29 September, 2020.
Was this review helpful? Yes No Funny Award
4 people found this review helpful
2 people found this review funny
33.6 hrs on record
Mówiąc krótko - omijaj szerokim łukiem. Mówiąc dłużej...

Holy Potatoes! What the Hell?! (tłumacząc luźno: Jasna Bulwo! Co do Ku*wy?! I to do słownie "Co do ku*wy...") to druga część serii o pyrach pracujących w jakiejś robocie-wymówce, byleby było miejsce na ogrom nawiązań do świata współczesnej kultury i żartów z tym związanych. Nie ukrywajmy, ta seria jest skierowana do osób, które mocno siedzą w fandomach, dużo grają, oglądają, czytają itd. I taki target na grę oczywiście nie jest zły, gdyż tacy ludzie właśnie wychwycą najwięcej i docenią produkcję najbardziej (a zwłaszcza fani gier komputerowych). Ale co z tego humoru i nawiązań, skoro sam gameplay leży, kwiczy i woła o pomstę do ♥♥♥♥♥?

Fabularnie, gra zaczyna się niewinnie. Trafiamy do piekła (wzorowanym na koncepcji Piekła z Boskiej Komedii Dantego) jako kucharz w restauracji, do której często zachodzą bogowie z różnych panteonów (nordyckiej, greckiej itp.). Wraz z dwoma innymi kucharzami (fabularnie) gotujemy, dyskutujemy i rozwiązujemy tajemnicę, dlaczego te trzy pyry znalazły się w piekle (nie pamiętają co zaszło, a jest podejrzenie, że te bulwy znały się przed przybyciem do krainy lawy i magmy płynącej)? Jak na pierwsze wrażenie, to fabuła wygląda na całkiem przyjemną w odbiorze. Jest dramat, zdrada, tajemnica. Tutaj nie mam większych zastrzeżeń (jedynie co do końcówki, ale o tym później). Jednakże między fabułą mamy "gameplay". I dosłownie będziecie wzdychać i zdychać i jęczeć, że scenki fabularne tak szybko się kończą, bo powrót do kolejnego dnia "pracy" to prawdziwe piekło.

Czemu? Bo moja ocena negatywna jest właśnie związana z samą "grą". To nic innego jak (tutaj posłużę się cytatem z innej recenzji, gdyż to jest idealne podsumowanie tej produkcji) "gloryfikowana praca w sortowni". Inni recenzenci wcale nie żartowali. Jako, że pracujemy w restauracji, musimy mieć produkty do przyrządzania dań. A te zdobywamy z przekształcania ziemniaków, które trafiły do piekła. Każde z nich ma 4 różne statystyki opisujące ich charaktery. Dla uproszczenia uznajmy, ze są one opisane kolorami - czerwonym, żółtym, zielonym i niebieskim. Na kuchni mamy cztery maszyny, każda z nich też odpowiednio pokolorowana. Możecie się już domyślić o co będzie chodzić. Czerwone do czerwonego, niebieskie do niebieskiego itd., odczekać parę sekund, zdobywamy produkty, nastawiamy gaźnik na zrobienie potrawy i tak w kółko. I na tym polega cala gra. CAŁE DZIEWIĘĆ KRĘGÓW BĘDZIEMY SORTOWALI ZIEMNIAKI, BY UDOBRUCHAĆ BOGÓW POTRAWAMI Z ZIEMNIAKÓW. I może to by zadziałało jako, powiedzmy, minigierka na maks półgodziny, albo taki dodatek by zabić czas, ale... by wymaksować grę poświęciłem 30 godzin(!) sortując, smażąc i bąkając pod nosem "Czemu ja w to jeszcze gram?". A samo przejście gry bez maksowania to kwestia pewnie z 12-15h. To o 11-14h za dużo w moim mniemaniu.

"No dobrze" - ktoś się może spytać z silną psychiką - "ale na serio to polega na sortowaniu czerwone do czerwonego? Nie brzmi to jakoś specjalnie trudno, pewnie przesadzasz". Oj nie, nie powiedziałem jeszcze o wszystkim, ale tym samym wcale nie przesadzam, bo z każdym rozdziałem dostajesz więcej do sortowania i gwarantuję, że dostaniesz od tego takiego pierdolca, że będziesz wściekły na siebie, dlaczego w to w ogóle zagrałeś. Ta gra, to istny symulator korpo:
-Co jakiś czas zapas ziemniaków się kończy, więc trzeba czekać, aż będzie ich więcej w kotle, albo dokupujesz upgrade. Jak się zrespią, znów pauzujesz i wrzucasz do maszynek.
-Potem w grze pojawia się mechanika zużywania maszyn przerabiających ziemniaki. Jak się popsują, nie możesz z nich skorzystać, więc musisz je od czasu do czasu naprawiać. Więc pauzujesz i je naprawiasz.
-Pojawiają się składniki drugorzędne (nazwijmy je przyprawami), które trzeba przerabiać w innych maszynach.... Więc pauzujesz i wrzucasz ziemniaki do nich, bo bez nich nie zrobisz lepszych potraw.
-... a potem pojawiają się statystyki drugorzędne (waga, wzrost i wiek), za którymi musisz się rozglądać, bo w następnym rozdziale zmienia się mechanika działania tych drugorzędnych maszynek. Więc poświęcasz więcej czasu na pauzie, by zadecydować, czy wrzucić je tam, czy siam.
-Czy może wysłać ziemnioka do ♥♥♥♥♥, bo ma zbyt małe statystyki, by być grzesznikiem? Dostajesz za tę akcję punkciki prestiżu, ale jest to taka znikoma ich ilość, że możesz to spokojnie ominąć. Ale jak chcesz gierkę wymaksować, to znowu pauzujesz i liczysz statystyki.
-Ale uważaj, bo od któregoś rozdziału bogowie będą mieli zachciankę na specjalnego, wyjątkowego ziemniaka, który <tu wstaw sobie byle jaki powód> i chcą, żebyś go/ją do nich wysłał. Więc ZNOWU pauzujesz, patrzysz na list gończy i zapamiętujesz bezużyteczne informacje, żeby wiedzieć jak ta wyjątkowa pyra wygląda. A potem pauzujesz, żeby sprawdzić, czy to ten akurat wyjątkowy płatek śniegu masz wysłać do boga, czy piekarnika. Jak nie zrealizujesz tego specjalnego "zamówienia", to dostajesz karę do prestiżu, a na samym początku rozdziału o nie dosyć ciężko, więc jakby nie patrzeć, to je wykonujesz. Więc znowu pauza i do roboty.
-No i na samym końcu (szósty krąg bodajże, potem na całe szczęście nie pojawia się więcej mechanik), trzeba MYĆ każdą pyrę z brudu, bo tak. Więc przed wrzuceniem ziemniaka do maszynki pierwszorzędnej/drugorzędnej musisz obmyć bydlaka śmierdziela, bo inaczej pogorszysz jakość produktu.
-Jest jeszcze pare innych drobiazgów, ale ze względu na limit znaków w recenzji, nie mogę o nich nic więcej powiedzieć jak "denerwują".

I w ten oto sposób jeden dzień z trzech, które masz do wypełnienia zadania, robisz w jakieś 20 minut. Dodaj pozostałe dwa dni, następnie pomnóż to sobie jeszcze razy 4 (statystyczna liczba zadań na krąg) i jeszcze razy 9 (liczba kręgów) a wyjdzie Ci czas potrzebny na zdobycie wszystkich achievementów, o ile starczy Ci cierpliwości. Have fun. Grę można skończyć szybciej (30h to realna granica), ale still 30h sortowania można przeznaczyć na o WIELE lepsze gry.

Nie, nie pokochałem "Co do ku*wy?!". Przez te całe sortowanie okropnie mi zbrzydły pozostałe aspekty gry. Muzyka zaczęła mnie irytować, wiec ją wyciszyłem. Odgłosy dźwiękowe ziemniaków, bogów, a nawet kliknięć mnie wkurzały, więc je wyłączyłem. Zacząłem skipowac fabułę, bo chociaż jest ona ok, a niektóre żarty są nawet pomysłowe, to mnie już ona totalnie nie obchodziła. Zakończenie było takie jak się spodziewałem - nijakie i bez polotu. Nawet takie "odstresowujące" wydarzenie jak pokazy gotowania 1 vs 1 zostały totalnie spartaczone niedoinformowaniem. Przy pierwszym kontakcie z grą brałem udział w pierwszym pojedynku fabularnym. Gram sobie normalnie, gotuję potrawy odpowiadające jury. No i daję obie do oceny... przegrywam z przeciwnikiem. Zastanawiam się o co chodzi. Wiem, że z achievementów muszę tego typa pokonać, bo nie będzie drugiej okazji, więc ładuję save, nadrabiam grę... i się cholera wkurzyłem. Wiesz dlaczego? Bo gra nic nie mówiła o tym, że ten świntuch, którego przygarniasz na początku gry, jest MECHANIKĄ w tych konkursach. Jak go klikniesz, to poszybuje w stronę, w którą jest zwrócony i zmniejszy finalne punkty tobie, albo przeciwnikowi. I to jeszcze odkryłem zupełnie przypadkiem, przy drugiej potrawie, bo się wkurzyłem, że znowu tamten wygrał pierwsze... Do gry wróciłem pół roku później.

Naprawdę mi żal tej gry. W końcu "A Weapon Shop?!" (pierwsza gra z serii) to może nie wybitna gra, ale jest ona na tyle angażująca, że grało mi się w nią nader przyjemnie. "Co do ku*wy?!" jest ogromnym rozczarowaniem i jeszcze gorszym squelem. Jeżeli nie przeszkadza Ci bezmózgie pauzowanie i sortowanie przez 30h, albo twoim marzeniem jest praca w sortowni odpadów, śmiało, spróbuj, zagraj. A potem odinstaluj, bo gra nie jest warta poświęcenia aż takiej ilości czasu. Nawet Let's Playerzy na YT mają szacunek do siebie i żadna seria z tej gry nie jest dokończona. Mówię na serio, sprawdź sobie sam i weź z nich przykład.
Posted 11 August, 2020.
Was this review helpful? Yes No Funny Award
1 person found this review helpful
29.3 hrs on record
Ojeju, jaka ta gra jest dobra! Nigdy bym nie pomyślał, że "odwrotny tower-defence" może sprawić frajdę równą, a nawet i lepszą, od niektórych produkcji pierwowzoru gatunku. Wciąga jak diabli! Szkoda, ze tak szybko się kończy.

Zacznijmy od początku. W grze sterujemy dowódcą oddziału zmechanizowanego, który wraz ze swoim specjalnym kombinezonem może swój konwój wspierać w walce różnymi umiejętnościami. Naszym zadaniem jest zbadać tajemnicę przybyszy z kosmosu, którzy rozbili się w dwóch miejscach na Ziemi - w Bagdadzie i Tokio. Okazuje się jednak, że sprawa może mieć kolosalny wpływ na całą planetę...
Fabuła w takich grach oczywiście nie ma większego wpływu i znaczenia, ale jest ona dobrze dozowana w mniej intensywnych momentach gry. Nie przeszkadza, nie irytuje, jest w tle, a i tak chcemy dowiedzieć się więcej o tym, co się dzieje. Podoba mi się to, że twórcy wprowadzili ją w taki, a nie inny sposób.

Sama mechanika to główny filar gry. Na początku każdego poziomu konstruujemy konwój składający się z maksymalnie sześciu pojazdów, które możemy ustawiać w dowolnej kolejności. Samych typów pojazdów jest 6, każda ze swoją specjalizacją, dobrymi i złymi stronami. Potem ustawiamy drogę, którą chcemy, żeby konwój podążał i rozpoczynamy misję. Trasę można zmienić w każdej chwili, dostosowując ją do pola walki. Na samej drodze spotkamy 6 różnych wież i właśnie do nich będziemy strzelać, czy oszukiwać umiejętnościami bohatera. Każda rodzaj broni "korytarza" w inny sposób, sprawiając iż musimy pole bitwy ciągle analizować i wspomagać, żeby nasz konwój nie został starty w pył. Samych umiejętności bohatera jest 4. Trochę mało, ale każda z nich jest przydatna i tak w zupełności wystarcza to do uzupełnienia rozrywki. Jak widzicie, gra jest na tyle prosta, by ją szybko ogarnąć, a na tyle rozbudowana, by gra nas nie nużyła. Same mapy są zbudowane w taki sposób, byśmy wybrali najlepszą drogę do eksterminacji wież. Na dodatek, kilka misji w grze różnią się np. celami i dostępnymi środkami. W nich zrobimy m.in. eskortę śmigłowca w bezpieczne miejsce, czy zostaniemy zrzuceni tylko z jednym pojazdem, który musi dotrzeć do innych, by z nich skorzystać. To dodaje jeszcze więcej imersji tak, iż gra przekształca się poniekąd w grę logiczną. Fani myślenia nie będą tutaj niezadowoleni.

Po wątku głównym gra jeszcze się nie kończy. Dla szukających wrażeń gra oferuje zdobywanie medali w każdej misji za przeróżne akcje, typu zniszczenie wszystkich wież, speedrun, czy dbanie o to, żeby nikomu z konwoju nic się nie stało. Dodajmy jeszcze do tego 3 różne poziomy trudności, dwa opcjonalne tryby gry (każdy intrygujący na swój sposób) oraz specjalne osiągnięcia zmuszające przechodzenie poziomów w kampanii w specyficznym sposobem i mamy przepis na dobrą grę na co najmniej kilkanaście godzin. Tym samym maksowanie gry nie powinno być żmudnym grindem, choć i takowe osiągnięcia się zdarzają. Dla fanów 100% gier osobiście polecam.

I w zasadzie mógłbym zakończyć recenzję tutaj. Grafika nie jest w takich grach ważna (choć tu przyznam, gra cieszy oko), dubbing spełnia swoje zadanie (tak, każda postać mówi w sposób przyzwoity. Nawet załoga pojazdu krzyczy o pomoc, gdy wóz jest w fatalnym stanie), soundtrack plumka w tle, a sterowanie jest intuicyjne. Ale za samą mechanikę osobiście polecam. Jeżeli chcecie poczuć dozę świeżości w tymże gatunku, to polecam praktycznie całą serię (z wyjątkiem Defenders). Miłego skopywania... wieżotyłków w grze?! ;)
Posted 16 November, 2019.
Was this review helpful? Yes No Funny Award
4 people found this review helpful
5.9 hrs on record
Wyobraźcie sobie grę, która sprawia wrażenie gry dla dzieci. Trochę dziecięcego dubbingu, historia rodem jak z jakiejś bajki, kreskówkowa grafika oraz bohaterka, która nie przeszkadzałaby młodym odbiorcom. Teraz dodajcie do tego trudne łamigłówki i nielogiczne połączenia przedmiotów. Oto Anna's Quest w pigułce. A także to, czego nie lubię w Daedelicu. Niesprecyzowania odbiorcy.

Trudno mi ocenić tę grę, ponieważ chciałem ją polubić. Niestety, ani dzieciom, ani bardziej dojrzałym graczom nie rekomenduję tej gry. Powodów jest kilka.

1) Fabuła. Po zagraniu w tę grę, a także w kilka innych tego studia, odniosłem wrażenie, że Daedelic po prostu w swoich point-and-clickach ma jakiś pomysł i realizuje je bez większego namysłu, powtarzając w kółko te same schematy. Krótko mówiąc - nie porywa. Znowu musimy kogoś uratować, często dowiadując się o tej postaci dosyć późno w fabule. Na dodatek, ewidentnie widać, że gra powinna być skierowana do dzieci, a nie do świadomego, dorosłego odbiorcy, a łamigłówki wskazują na taki stan rzeczy (o tym później). Dodajmy jeszcze to, że to kolejna gra, w której zakończenie jest nijakie i niesatysfakcjonujące. Okej, zrobiłeś, to co chcieliśmy, papa. Masz tu spisane na szybko zakończenie, pora na Deponię. Daedelic nie potrafi zrobić dobrego zakończenia. Jedynie w The Night of The Rabbit i w Deponiach były jakkolwiek "dobre". Twórcy powinni pomyśleć o zakończeniu, zanim zaczną w ogóle tworzyć grę, inaczej znowu będzie poczucie zmarnowania czasu na czymś mało emocjonującym.

2) Postacie. Jeżeli lubicie przeeeciągane, uuummmm, piiiskliwe, yyyyyyy teksty, to ich nasłuchacie się eeeeee dużo. Główna bohaterka komentuje WSZYSTKO tak, jakby nie wiedziała coś powiedzieć. Zastanawia się, mówi ślamazarnie i ogółem, denerwuje. Oczywiście, to dziecko, ale Daedelic wiedział co wydobyć z tego dziecka najgorsze. Na całe szczęście poprawili się z protagonistami dziecięcymi w wydanym trochę później The Night of the Rabbit. Jeżeli nie lubisz kierować młodymi podopiecznymi w grach, omijaj jak ognia Annę. Główny "pomagier" bohaterki też nie jest lepszy. Pluszowy miś, który OCZYWIŚCIE staje się nagle kimś ważnym później, nie prezentując żadnej wartości wcześniej w fabule i na dodatek irytuje swoją bezporadnością. Dlaczego Daedelic poszedł w tym kierunku? Jedyną postacią wartą uwagi, jest... główny zły. I to dopiero wtedy, gdy poznamy tę postać lepiej. To jedyna osobistość, która nie dość, że nie denerwowała, to na dodatek była intrygująca i z czasem nawet miałem ochotę poznać ją bardziej. Niestety, to nie historia o niej, a myślę, że gra oparta akurat na niej mogłaby być całkiem ciekawa. Reszta nie jest nawet warta wspomnienia. Ogółem kiepsko.

3) Gameplay. Standard, ale z małym twistem. Protagonistka potrafi korzystać z telekinezy i może dzięki temu manipulować przedmiotami. Niekiedy korzystanie z tej umiejętności nie jest logiczne, ale każde urozmaicenie to zawsze jakiś plus. Szkoda jedynie, że nie korzysta się z tej umiejętności aż tak często. Zawsze doceniam zmianę konwencji w grach, a Daedelic jest do tego zdolny. Tutaj trochę korzystania z tej umiejętności zabrakło.

4) Łamigłówki. Wiecie, dlaczego point-and-clicki przestały być popularne na przestrzeni wieków? Ano dlatego, gdyż ten gatunek przeszedł w styl "lol, so random!" Nielogiczne połączenia przedmiotów, klikanie wszystkim na wszystko, za dużo rozwiązań polegających na metodzie prób i błędów. Daedelic (nieprawidłowo) postępuje właśnie tą drogą. Dlaczego, żeby pozyskać kawałek szkła z głowy łabędzia zdobiącej skuterek wodny (???), trzeba wybrać z 6-8 razy (!!!) odpowiednich dialogów z zalatującym do Anny księciem z bajki tak, żeby tę głowę uciął? (Nie wspominam o tym, że każda "opcja" nie mówi nam jak zachowa się ów jegomość, a każdy nieprawidłowy wybór może nas porządnie cofnąć do stanu początkowego...) Jak mamy wpaść na to, że żeby rozniecić ogień, potrzebujemy smoka i... kredek świecowych? Gra nawet tego nie wyjaśnia! Jest książka w grze opisująca to, że smoki lubią parafinę, ale nie każdy musi wiedzieć, że kredki świecowe są właśnie z tego stworzone, a tym bardziej dzieci. A jak wyjaśnić to, że tylko JEDNO jabłko na 12 zwisających z drzewa owoców ma możliwość interakcji i akurat TE JABŁKO, ten płatek śniegu, jest nam akurat potrzebny? Pozostałe 11 daje nam tylko zbędny komentarz od Anny... I tak dalej i tak dalej. Tego jest tutaj cała masa i nigdy nie będę fanem takiego podejścia do tworzenia point-and-clicków, a tym bardziej nowe pokolenie graczy. Oczywiście, są i takie łamigłówki, które są sensowne, ale to kropla w morzu potrzeb. Niech ten relikt z "randomowością" pozostanie w przeszłości.

Jedynymi w 100% zaletami są ładna grafika i nader ładna, choć nie przypadająca w moje gusta muzyka.

Co do osiągnięć, nie są złe, aczkolwiek warto zawczasu wiedzieć, gdzie są znajdźki oraz specjalne interakcje, by drugi raz nie grać w grę tylko w celu ich znalezienia. Ogółem nie powinno być trudno z osiągnięciem 100%, tylko warto sobie robić często zapisy, zwłaszcza na początku kolejnych aktów.

I to tyle. Zawiodłem się. Był potencjał i się szybko zmył. Daedelic powinien przemyśleć to, do kogo kierują te produkcje. Inaczej będą powstawać kolejne średniaki jak ta produkcja. A wystarczyło jedynie bardziej przemyśleć proces twórczy...
Posted 15 November, 2019.
Was this review helpful? Yes No Funny Award
1 person found this review helpful
3.7 hrs on record
Ciężko jest taką grę jak AER Memories of Old dobrze ocenić. Z jednej strony jest to na pewno gra - proste sekwencje platformowe i logiczne są obecne w grze. Z drugiej strony... oceniłbym to jako bardziej doświadczenie, niż pełnoprawną produkcję, czerpiąc inspirację z takich gier jak Journey. Pytaniem jest, czy warto zainteresować się produkcją? W moim odczuciu tak, aczkolwiek to produkcja nie bez wad.

Może zacznijmy od tego, że gra oferuje ciekawy klimat "post-apokaliptycznego" świata. Nie do końca takiego, jak możecie sobie wyobrażać po zagraniu w powiedzmy Fallouta, ale cały świat, który przemierzamy, jest podzielony na wyspy unoszące się w powietrzu. To pozostałość po dawnym świecie, który został zniszczony przez ich samych mieszkańców. Dlaczego do tego doszło? To już zależy od samego grającego, gdyż gra nie mówi historii wprost. Napotykając dawne "wspomnienia" mieszkańców rozsianych po całym świecie, gracz ma okazję sobie to wszystko poukładać. Jednak to, co czyni ten świat wyjątkowym, to... pustka. Kierowana postać potrafi przemienić się w ptaka i kiedy wzlecimy w powietrze i zaczniemy po tym świecie podróżować, zagłębiając się w jej tajemnice, dopada nas uczucie nie tylko wolności, ale i samotności. Im dalej w las, tym więcej drzew i tym więcej powodów, by poeksplorować, potem na chwilę przycupnąć i spojrzeć w ten pusty, zniszczony świat. To zdecydowanie mocniejszy punkt tej gry, aczkolwiek jest przy tym jeden minus - świat jest na to za mały. Gra aż prosi się o to, żeby takich obszarów było więcej, by tym bardziej wchłonąć się w pustkę. Tymczasem produkcja oferuje zaledwie kilka "głównych" obszarów, które przeeksplorujemy w zaledwie godzinę, dwie. Choć każdy z nich jest na swój sposób wyjątkowy, to zdecydowanie czuć niedosyt.

Kolejną sprawą są "dungeony". Jest ich 3 i żeby się do nich dostać, musimy rozwiązać zagadkę otwierającą wejście. Niestety, tutaj muszę trochę zbesztać grę. Przy otwieraniu pierwszego dungeonu, nie wiedziałem zbytnio o co chodzi i tylko sprawdzając gameplay dowiedziałem się jak to zrobić. W tym przypadku gra nie mówi za dużo o tym, co powinno się zrobić. Z jednej strony może to być plus, ale z drugiej niepotrzebnie przedłuża rozgrywkę. Może to ja byłem ślepy, może nie, ale fakt faktem jest, że tutaj zabrakło jakiegoś czynnika pomocniczego. Nie jest to aż tak rażące, ale niesmak pozostał. Tymczasem samym wnętrzom podziemi nie mam nic do zarzucenia. W tych fragmentach gry stajemy przed zagadkami logicznymi i platformowymi. Są one zrobione na tyle intuicyjnie, że każdy będzie miał przyjemność z ich rozwiązywania. Można odnieść wrażenie, że są one trochę za łatwe, ale jak na taką grę, myślę, że to raczej plus. Zresztą, dzięki dungeonom można jeszcze bardziej poczuć pustkę i samotność w tym świecie. Zdecydowanie lepsze segmenty gier.

Co jeszcze? Grafika. Prosta, stylizowanie podobnie do wspomnianego wcześniej Journey, ale na pewno nie ma się do czego przyczepić. Kreska dobrze pasuje do takiej gry. Mimo kolorowych, pięknie rysowanych lokacji, wspaniale kontrastuje z już wcześniej wspomnianą samotnością. Tymczasem soundtrack jest lekko nijaki i do zapomnienia. A szkoda, gdyż do takich gier, dobra muzyka jest absolutnym musem. Trochę szkoda.

No dobrze, ale czemu nie jestem do końca zadowolony? Odpowiedź jest prosta - fabuła. Nie klimat, fabuła. Powiem wprost - nie obchodziła mnie. Nie mam na myśli historii świata, mam na myśli cały cel tej gry. Nie będę o niej mówił, gdyż każde słowo mogłoby być potencjalnym spojlerem, ale nie obchodziła mnie główna bohaterka, inni ocaleli czy "główny zły". Jedynie mi zależało na "półbogach" - ich historie są na tyle depresyjne, że w jakiś sposób mnie to ruszało. Tymczasem cała reszta była tylko mignięciem, postojem na rozmowę, by zaraz od nich odlecieć. Jak na taki świat, sam cel głównej bohaterki i reszty ekipy był... prozaiczny? Błahy? Nijaki? Nie wiem jak to nawet określić. Oczywisty plot-twist na koniec nie tylko nie pomaga, ale tym bardziej zagłębiła mnie w totalnym olaniu motywów. Natomiast zakończenie... po końcowej cut-scence nie czułem nic. Zero. Nada. Może o to właśnie twórcom chodziło? Żeby pozostawić po sobie pustkę? Tylko jak na "grę-doświadczenie", to nie wiem, czy to było dobre posunięcie.

Ostatnią rzeczą, na którą zawsze staram się zwracać uwagę w takich grach są osiągnięcia. Niekiedy dość proste gry mają bzdurne osiągnięcia, które uprzykrzają zabawę. Na całe szczęście, produkcja jest na tyle noob-friendly, że osiągnięcia nie są jakoś wcale wymagające, choć czasami trzeba mieć oczy dookoła głowy. Nie ma zbędnych grindów, niemożliwych wyzwań, czy wracania do poprzednich zapisów, bo coś pominęliśmy. Podoba mi się to, że taka gatunkowo gra ma łatwe do osiągnięcia 100%, wystarczy jedynie latać wszędzie i zwiedzać wszędzie.

Ostatecznie, czy polecam zagrać? Chyba tak. Takie gry każdy odczuwa w inny sposób. Mój polegał na przeolbrzymiej pustce, która dołuje. Może Wy będziecie mieli inne przemyślenia? Ostatecznie daję łapkę w górę, ale z dużym dystansem. Nie zmarnowałem czasu w tej grze, ale jednocześnie to też nie było to coś mega odkrywczego. Ot gra na kilka godzin zabawy, po której można pograć w coś bardziej wymagającego.
Posted 15 November, 2019.
Was this review helpful? Yes No Funny Award
1 person found this review helpful
8.3 hrs on record
Just Monica
Posted 3 July, 2019.
Was this review helpful? Yes No Funny Award
< 1  2 >
Showing 1-10 of 13 entries